środa, 23 listopada 2011

Muse - zespół dobry na wszystko.

„Muzyka jest namiętnością, miłością i tęsknotą.” R. Wagner.

    Dzień dobry wieczór, większość z Was pewnie już śpi zupełnie przemęczona po wielogodzinnej „wojnie” z matematycznymi zadaniami. Właściwie sama czuję jak zmęczenie mnie dopada mimo to nie mogę zasnąć, więc stwierdziłam, że spożytkuję ten czas, jaki mi pozostał, dopóki moje powieki nie opadną. Wiem, po raz kolejny o muzyce będę pisała, no, ale cóż. Jak wiecie mam manię na punkcie trzech zespołów i postawiłam sobie za cel przedstawienie ich wszystkich na tymże naszym klasowym blogu. Jako, że jeden zespół z Wielkiej Trójcy, Coldplay, został już poniekąd przedstawiony w pierwszej notce mojego autorstwa, dzisiaj chciałabym Was zapoznać z zespołem Muse
     Muse jest to brytyjski zespół grający rock alternatywny, progresywny i symfoniczny. Został założony przez Matthew’a Bellamy’ego, który jest jednocześnie gitarzystą i wokalistą, Dominica Howarda, grającego na perkusji oraz Chrisa Wolstenholme'a, basistę. Zespół powstał w 1994 roku, a już 5 lat później została wydana ich pierwsza płyta „Showbiz”. Po niej były kolejne takie jak: „Origin of Symmetry” (2001), „Absolution” (2003), „Black Holes and Revelations” (2006) oraz “The Resistance” (2009).
     Cóż, szczerze powiedziawszy tym zespołem zaraził mnie mój dobry znajomy i sąsiad jednocześnie, który z pewnością niespecjalnie puszczał ich muzykę stosunkowo głośno.  Ja właściwie nie miałam zupełnie nic przeciwko, a wręcz przeciwnie to właśnie dzięki temu pokochałam ten zespół od pierwszych usłyszanych dźwięków. I właśnie taką pierwszą miłością była piosenka „Feeling Good”, która nie jest ich autorską piosenką a jedynie coverem piosenki z 1965 roku napisanej na potrzeby musicalu The Roar of the Greasepaint – the Smell of the Crowd. No i tak to się właśnie zaczęło, potem nastała mania na słuchanie ich dosłownie wszędzie i o każdej porze dnia i nocy. Chyba nie potrafię wymienić piosenek, które najbardziej mi się podobają lub też są moimi ulubionymi, ponieważ każda ich piosenka jest jedyna i niepowtarzalna. W każdej drzemie ogromna energia. Ją się czuje i słyszy. Słychać również ogromne zaangażowanie Matta w każdą z osobna piosenkę. Każdy utwór jest naładowany milionem emocji. Muse dla mnie jest dobry na wszystko. Na smutki, na lęki, w szczęściu i w dniu powszednim, na dobry humor i na deszczową listopadową pogodę. Myślę, że jeśli ktoś gustuje w tego rodzaju muzyce ten zespół przypadnie mu do gustu.  Zespół gościł w Polsce jeden jedyny raz, I był to oczywiście pierwszy raz 21 sierpnia 2010 roku na Coke Live Music Festival. Od razu mogę Wam powiedzieć, że słyszeć ich na żywo było niesamowitym przeżyciem. Matt z równą energią i emocjami nagrywa kawałki w studiu jak również występuje na scenie. Z resztą tego nie da się opisać to trzeba przeżyć.  Jako ciekawostkę dla fanów „Zmierzchu” mogę dodać, że autorka pisząc całą sagę słuchała bardzo dużo piosenek właśnie tego zespołu, jedną z nich można nawet usłyszeć w pierwszej części sagi, a mianowicie „Supermassive Black Hole”.
     No i na koniec taki mały akcent w postaci ich piosenek ostatnio często słuchanych przeze mnie: 

Muse - Sunburn.

Muse - Falling down.

Muse - Feeling good.

Pozdrawiam matematycznie, PatrycjaM19. ^^



7 komentarzy:

  1. Jak zobaczyłam nazwę zespołu w tytule postu, od razu wiedziałam, że to Ty go dodałaś:) bardzo fajny zespół!
    joanna08

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko zobaczyłam nagłówek i też wiedziałam że to Miśka napisała:) mnie oni nie przekonują.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam o tym zespole, wysłuchałam kilkunastu piosenek, ale podobnie jak Kamilę mnie też nie przekonują.

    Karina15

    OdpowiedzUsuń
  4. Natomiast ja całkiem lubię ten zespół, przede wszystkim niebanalny głos wokalisty, a piosenka, do której często wracam to 'Plug in baby'.

    Angelika14

    OdpowiedzUsuń
  5. Przekonuje, przekonuje i to bardzo. Widziałem wiele filmików z koncertu MUSE i żałuje, że nie byłem na coke live festival w Krakowie w tamtym roku...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jako zwolenniczka rocka jestem na tak!;D
    Wokalista Matthew Bellamy ma bardzo ciekawą barwę głosu. Z teledysków, która zaprezentowałaś najbardziej przypadł mi do gustu niebanalny "Feeling good".

    Pozdrawiam:)
    Kasia18

    OdpowiedzUsuń
  7. No ja też, niestety, nie mogę powiedzieć, że przypadł mi ten zespół do gustu;( Po prostu jestem zwolenniczką troszkę innej muzyki:)
    Marcyśka05

    OdpowiedzUsuń